koju, nie starając się pieszczotą pozyskać jej sobie. Często nie mogli długo zasnąć, leżeli oboje, wpatrując się w ciemność. Wiedzieli, że nie śpią i pozostawali bez ruchu, w milczeniu, jak gdyby mała, dzieląca ich przestrzeń była bezdenną otchłanią.
Najbardziej dręczyła Marka nienawiść, jaką okazywała Genowefa względem szkoły i ukochanych uczniów, którym się oddawał z takim zapałem. Przy każdej sposobności wyrażała gorycz, zazdrość niejako, widząc, jak jest czułym dla dzieci, z jaką gorliwością stara się z nich zrobić rozumnych i czujących ludzi. W gruncie waśń ich na tem się opierała, Genowefa bowiem także była dzieckiem, umysłem wymagającym nauki i wyzwolenia, a buntującym się i upartym w odwiecznych błędach. Nie byłoż jej wydartem przywiązanie, które dawał uczniom? Dopóki z ojcowską czułością będzie się nimi zajmował, dopóty go nie zdobędzie nie pociągnie za sobą w pełne słodyczy boskie odrętwienie, w którem pragnęła go uśpić w swoich objęciach. Walka odbywała się obecnie na tem jedynie polu; gdy Genowefa przechodziła koło klasy, miała ochotę, przeżegnać się, zaniepokojona szatańskiemi sprawami, które się tam odbywały, udręczona, że nie może oderwać od bezbożnej pracy człowieka, z którym jeszcze dzieliła łoże.
Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/361
Ta strona została przepisana.