by uspokoić jego sumienie, powiedziałam że papier zniszczyłam. Oto moja wina, za którą jestem ukarana, ale wzór ten istnieje, przez resztę uczciwości nie śmiałam go spalić.. Proszę, proszę, niech go pan weźmie, niech pan mnie uwolni od tego okropnego świstka, co sprowadził na mój dom nieszczęście i śmierć!
Pobiegła do szafy i z pod bielizny wyciągnęła stary kajet Wiktora, w którym od lat ośmiu spoczywał fatalny wzór. Marek patrzał nań z zapartym oddechem. Nakoniec zatem widzi dokument, który uważał za przepadły, znajduje długo poszukiwany nowy fakt! Miał w ręku zupełnie taki sam egzemplarz, jak ten, który okazano na procesie, ze słowami: „Kochajcie się wzajemnie“, podpisany zygzakiem, w którym experci dojrzeli cyfry Simona. Trudno byłoby dowodzić, że wzór nie pochodził od braciszków, gdyż wypisany był na całej stronicy kajetu Wiktora własną jego ręką. Nagle Marek doznał olśnienia: w rogu, u góry po lewej stronie, w tym samym rogu, którego brakowało na dokumencie przy procesie, zobaczył wyraźną, nienaruszoną pieczęć, którą braciszkowie znaczyli wszystkie przedmioty należące do ich szkoły. Sprawa oświetlała się nagłym blaskiem: ktoś oddarł róg wzoru, znalezionego przy Zefirynie, aby zniszczyć pieczęć i zmylić poszukiwania sądu.
Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/388
Ta strona została przepisana.