strach, siany przez kongregacyę o zbrodniczych staraniach, czynionych przez żydów, aby na miejsce plugawego Simona podstawić braciszka Gorgiasza, świątobliwego, ogólnie wielbionego człowieka. Zabiegano niezwykle około rodziców uczni, nawet szkół świeckich, aby ich doprowadzić do wyrażenia nagany. Mówiono tak, jak gdyby ulice miasta podminowane były przez tajemną bandę złoczyńców, wrogów Boga i Francyi, zdecydowanych, na znak dany z obczyzny, wysadzić domy w powietrze. Na posiedzeniu rady miejskiej mer Philis pozwolił sobie zrobić aluzyę do pewnego niebezpieczeństwa, grożącego miastu, a nawet oskarżał wyraźnie żydowskie złoto, tajemniczą kasę, pełną milionów, przeznaczonych na dzieło szatana. Otwarcie zaś potępiał bezbożne postępowanie nauczyciela, Marka Froment’a, od którego nie zdołał jeszcze wybawić mieszkańców miasta. Czuwał jednak i spodziewał się zmusić nareszcie inspektora do przykładnej kary. Różne historye podawane przez „Mały Beaumontais“ wnosiły zamieszanie do umysłów. Wiedziano o jakimś dokumencie, znalezionym w składzie papieru pań Milhomme, ale jedni mówili o nowem, ohydnem fałszerstwie Simon’a, podczas, gdy inni utrzymywali, że dokument stanowi przygniatający dowód wspólnictwa ojca Crabot’a. Jedynym faktem pewnym były nowe odwiedziny jenerała Jarousse’a
Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/421
Ta strona została przepisana.