prawości i tę godność ciała, którą w niej spostrzegł w chwilach najgorętszych uniesień miłosnych, gdy mu się całą istotą oddawała. Chociaż jednak rzeczy nie zachodziły daleko, czy nie można było przypuszczać, że w coraz wzrastającym wpływie ojca Teodozego na młodą kobietę, działała wola pięknego samca, zmysłowe panowanie mężczyzny i przemawiającego jak Bóg nieomylny? Po nabożnych konferencyach, zwłaszcza zaś po długich godzinach spowiedzi, wracała Genowefa drżąca i roztargniona, czego nie bywało nigdy za czasów księdza Quandieu. Widocznie snuła jakąś mistyczną namiętność, w której znajdowała nowy pokarm dla potrzeby kochania, czasowo zastępujący pieszczoty małżeńskie, wstrętne dla niej z powodu dziwnych zaburzeń ciąży. Może też mnich powstawał przeciw tej płodności, strasząc ją dzieckiem potępionego. Po kilka razy z rozpaczą mówiła o maleństwie, które się miało narodzić, przejęta grozą, jak się to zdarza matkom, prześladowanym myślą, iż dadzą życie potworowi. A nawet jeżeli się urodzi normalnem, jak zdoła go ochronić od grzesznego otoczenia, gdzie podzieje, by ustrzedz od świętokradzkiego domu ojca? Ideje te rzucały nieco światła na przyczynę zerwania stosunków z mężem: zmartwienie że poczęła z niedowiarka, przysięga iż więcej dzieci nie będzie; skrzywione pragnienie
Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/428
Ta strona została przepisana.