mer Philis, w imieniu rady miejskiej ośmielił się skarżyć na podobny wybór, oddający dziewczęta Maillebois w ręce bezbożnicy. Inspektor udał zdziwienie: jakto, spełnił przecie żądanie hrabiego Hektora de Sangleboeuf, nie jego wina, że kolej w awansach wypadła na jedną z najzasłużeńszych osób, na którą nigdy się nic skarżono. Pobyt panny Mazeline w Maillebois w istocie zapowiadał się bardzo pomyślnie; pogodna jej wesołość ogólnie się podobała, a macierzyńskie obejście od pierwszego dnia zyskało jej serca uczennic. Była zadziwiająco słodka i gorliwa, zajęta staraniem, aby swe córki, jak je nazywała, wychować na dzielne kobiety, na żony i matki wolne od przesądów, na rodzicielki swobodnych ludzi. Nie prowadziła jednak dziewczynek do kościoła, zniosła procesye, modlitwy i katechizm, tak że Genowefa, która przecież znała ją dobrze z Jouville, oburzała się i protestowała wraz z innemi rodzinami z partyi klerykalnej. A chociaż nie miała powodów lubić pannę Rouzaire, której intrygi zmąciły jej spokój domowy, żałowała jej prawie a o nowej nauczycielce wyrażała się jak o osobie podejrzanej, zdolnej do najczarniejszych zamiarów.
— Rozumiesz, Ludwiniu, jeżeliby panna Mazeline mówiła wam coś niewłaściwego, powtórzysz mi to. Nie chcę, aby mi kradziono duszę mego dziecka.
Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/433
Ta strona została przepisana.