Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/434

Ta strona została przepisana.

Zniecierpliwiony Marek nie mógł się powstrzymać.
— Ależ to szaleństwo! Panna Mazeline ma kraść dusze! Podziwiałaś ją dawniej, równie jak ja. Niema osoby rozumniejszej i lepszej.
— O, naturalnie, mój kochany, ty ją popierasz. Doskonale do siebie pasujecie. Idź do niej, oddaj jej naszą córkę, ponieważ ja nic już nie znaczę.
I znowu Genowefa pobiegła płakać do swego pokoju, a za nią również płacząca Ludwinia, która godziny cale musiała ją błagać by powróciła zająć się domem.
Niespodziewanie rozeszła się wiadomość, która głęboko wszystkich poruszyła. Adwokat Delbos pojechał do Paryża, kołatał po ministeryach, okazując wszędzie ów sławny wzór, dostarczony przez panie Aleksandrowa Milhomme i, niewiadomo przez jakie wysokie wpływy uzyskał zarządzenie rewizyi w Valmarie, u ojca Philibina. Nąjosobliwszem było to, że rewizya odbyła się piorunem, komisarz policyi zeszedł niespodzianie, szperał wszędzie i między licznemi notatkami o uczniach, zaraz w drugim zeszycie znalazł pożółkłą kopertę, w której ujrzał starannie zachowany, oddarty niegdyś od wzoru, rożek papieru. Nie było sposobu przeczyć, skrawek pasował dokładnie do wzoru, znalezionego przy zamordowa-