Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/445

Ta strona została przepisana.

go pod grozą piekła uczynić świadomą towarzyszkę życia, o umyśle wolnym, zdolnym do pojęcia prawdy i sprawiedliwości. Przy pierwszych kłótniach sama Genowefa mu rzuciła: „Jeżeli cierpisz nad tem, że nie mamy jednakowych przekonań, to z własnej winy. Trzeba było mię kształcić. Jestem tem, co ze mnie zrobiono, całe nieszczęście, że ty nie umiałeś mię przerobić“. Obecnie już tego nie mówiła, w niewzruszonej dumie swojej wiary nie przyznawała mu mocy oddziaływania na siebie. Wspominał gorzko straconą sposobność, wyrzucał sobie egoistyczne uwielbienie; w uroczej wiośnie swego związku zachwycał się tylko jej pięknością, uważał za doskonałość, nie zadając sobie trudu wejścia w jej sumienie, oświecenia. Zresztą w owym czasie nie myślał jeszcze, że będzie bojownikiem za prawdę, jakim był teraz; robił zatem niejakie ustępstwa, wierząc, iż tak jest kochanym i tak silnym, że pozostanie zawsze panem położenia. Całe obecne nieszczęście było skutkiem próżności męzkiej i zaślepienia w miłości.
Zatrzymał się przy świeżo rozkwitłym, o silnej woni, bzem i nagle, jak płomień, ogarnęła go znowu potrzeba walki. Jeżeli dawniej nie spełnił swego obowiązku, usiłując wyzwolić tę inteligencyę, którą mu oddano przesiąkniętą błędem, czyż słusznem jest nie zrobić tego obecnie, po-