Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/446

Ta strona została przepisana.

zwolić aby córka zgubiła się wraz z matką? Wina byłaby tem bardziej nieprzebaczalną, że teraz miał cel wytknięty. Wziął na siebie wybawienie z odwiecznych błędów dzieci innych, a miałby dać nędzny przykład niemocy w pokierowaniu własnem dzieckiem! Że jakiś ciemny ojciec rodziny ulegnie żonie dewotce, upierającej się ogłupiać córkę marnemi i niebezpieczneini praktykami — ujdzie jeszcze. Ale on! on, który usunął z klasy krucyfiks, który trzymał się ściśle nauczania świeckiego, który głosił konieczność wyrwania kobiety z pod władzy księdza dla zbudowania Państwa szczęśliwości! Nie byłożby to najokropniejszem wyznaniem niemocy, najhaniebniejszą porażką? To zaprzeczenie, zniszczenie całego zadania jego życia. Straciłby siłę, nie miałby prawa żądania od innych tego, czego sam nie był zdolnym przeprowadzić u siebie, w swojej rodzinie, gdzie rozum i serce powinny było odnieść pierwsze zwycięztwo. A co za nauka hypokryzyi i słabości dla córki, która znając jego przekonania i wierzenia, wiedząc, iż jest przeciwnym spowiedzi i komunii, zapytywałaby siebie, dlaczego pozwala na spełnianie w swojej rodzinie aktów, które potępia u sąsiadów! Myślał zatem inaczej, a inaczej postępował? Nie, nie! tolerancya jest niemożliwą, niepodobna ustąpić, jeżeli praca jego