remu cienkie usta zakrywały starannie utrzymane wąsy i broda a żywe oczy przesłaniały nieśmiertelne binokle. Był niegdyś profesorem szkoły normalnej a należał do nowego pokolenia karyerowiczów, czyhających na awans, więc stających zawsze po stronie silniejszego. Mówiono, iż spodziewał się otrzymać miejsce dyrektora szkoły normalnej, które się dostało Salvanowi. Żywił do niego głuchą odrazę, zachowując jednak wszelkie pozory, wiedział bowiem, jakie Salvan miał poważanie u inspektora akademii Le Barazera, od którego sam zależał. Wobec równowagi partyj, jakie panowały w podległym mu okręgu, nie wypowiadał dotychczas swych przekonań otwarcie, pomimo osobistych sympatyj dla klerykałów, księży i zakonników, których uznawał za dyabelnie mądrych. Spostrzegłszy go, Marek przypuszczał, że Le Barazer, którego przekonania były mu znane, przysyła go na pomoc Simonowi, wobec sztrasznej katastrofy, grożącej ruiną nauczycielowi z Maillebois i jego szkole.
Przyspieszył kroku, chcąc się z nim przywitać, nagle jednak zaszła okoliczność, która go zatrzymała. Z bocznej uliczki wysunęła się sutanna i Marek poznał rektora kolegium w Valmarie, ojca Crabot, we własnej osobie. Wysoki, strojny, bez jednego siwego włosa, mimo lat czterdziestu pięciu, miał szeroką twarz o rysach regularnych, dużym nosie, słodkich oczach i grubych ustach. Miano mu do zarzucenia to jedynie, że zawiele bywa, że ma ułożenie światowe, któremu starał się nadawać
Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/78
Ta strona została przepisana.