Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/102

Ta strona została przepisana.

W tych warunkach niepodobieństwo, aby wyrok nie był skasowany przez Sąd.
Dawid i Marek odeszli promieniejący. W Beaumont powstał straszny harmider, gdy się dowiedziano o liście Jacquin’a, jego wyznaniu i zamiarze świadczenia. Prezes Gragnon, na którego uwaga powszechna była zwrócona, zamknął się w domu, nie przyjmował dziennikarzy, drapował się w wyniosłe milczenie. Mówiono, że nie błyska dobroduszną ironią wielkiego łowcy i amatora kobiet, że znękany jest wobec katastrofy, która mu groziła w chwili otrzymania emerytury i krzyża komandora. Żona jego, piękna pani Gragnon, przekroczywszy wiek czytania wierszy w towarzystwie młodych oficerów generała Jarousse’a, dokonała spóźnionego nawrócenia męża, przedstawiając mu korzyści pobożnej starości.
Chodził z nią do kościoła, spowiadał się, komunikował, słowem stał się gorącym katolikiem, co tłomaczyło namiętną gorliwość ojca Crabot’a z jaką przeszkadzał Jacquin’owi do oczyszczenia sumienia. Jezuita starał się nadewszystko wynagrodzić wiernego tej miary co Gragnon, dumę Kościoła. Całe zresztą sądownictwo broniło dawnego wyroku, jako swego dzieła, prawie arcydzieła, którego nie wolno było tknąć pod grozą obrazy ojczyzny. Pod pięknym pozorem oburzenia drżał niski strach, strach podły, wstrętny,