Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/108

Ta strona została przepisana.

w biały dzień zapomniał się do tego stopnia, musiał wierzyć w blizkie uniewinnienie Simon’a. A że właśnie w tej chwili Philis spiesznie przechodził trotoarem z głową spuszczoną i skośnem spojrzeniem, rozśmieszony Darras rzucił Markowi porozumiewawcze spojrzenie i rzekł głośno:
— Hę? kochany panie Froment, co jednym sprawia przyjemność, gryzie innych. Co mnie dziś, jutro tobie.
Znać było w istocie wielki przewrót wśród publiczności. W ciągu kilku następnych tygodni Marek stwierdzał wzrastające codziennie powodzenie sprawy, której bronił. Najważniejszą miarą zdobytego terenu był list barona Nathan’a, bawiącego w la Dèsirade u zięcia, Hektora de Sangleboeuf, w którym prosił Marka o przybycie w celu pomówienia o nagrodzie, jaką chciał ustanowić dla szkoły świeckiej. Marek poczuł pretekst. Dwa czy trzy razy baron dawał po sto franków, które rozdawano najlepszym uczniom na książeczki kasy oszczędności. Zdziwiony i zaciekawiony Marek udał się do la Dèsirade.
Nie był tam od czasu, kiedy towarzyszył był Dawidowi, pragnącemu zwrócić uwagę wszechpotężnego barona na sprawę swego oskarżonego i uwięzionego brata. Pamiętał najdrobniejsze szczegóły tej wizyty, spsoób, w jaki żyd u szczytu powodzenia, król finansowy, teść hrabiego Sangle-