Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/111

Ta strona została przepisana.

jęcia w la Dèsirade. Odchodził już, gdy zagadka się wyjaśniła.
Baron Nathan, odprowadziwszy Marka do drzwi salonu, zatrzymał go z przebiegłym uśmiechem, jakby pod wpływem nagłego natchnienia.
— Kochany panie muszę popełnić niedyskrecyę... Gdy zawiadomiono mię o przybyciu pana, byłem z osobą, z bardzo poważną osobistością, która zawołała: „A, pan Froment, pragnąłbym bardzo chwilę z nim pomówić!“ Prawdziwy krzyk serca, upewniam pana.
Zamilkł i chwilę czekał zapytania Marka. Gdy jednak Marek się nie odzywał, rozśmiał się, w żart obracając.
— Byłby pan bardzo zdziwiony, gdybym powiedział nazwisko osoby.
Widząc jednak, że wciąż milczy przezornie, zawołał:
— Ojciec Crabot! Cóż, nie spodziewał się pan tego... Tak, ojciec Crabot, który przypadkiem był tu na śniadaniu. Wie pan, że zaszczyca moją córkę sympatyą i częstemi wizytami. Ojciec Crabot zatem wyraził chęć pomówienia z panem. Chociaż odmiennych od pana przekonań, jest to człowiek wielkiej zasługi. Dlaczego miałbyś pan odmawiać zobaczenia się z nim?
Marek, zrozumiawszy nakoniec, zaciekawiony, odparł spokojnie: