Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/140

Ta strona została przepisana.

chników, którzy grozili, że pozostawią go własnym siłom, jeżeli nie uzna ich tłomaczenia, zrezygnował był i wyparł się swojej wersyi. Obecnie zaś powracał do niej, uważając tłomaczenie starszyzny za śmieszne i nierozumne, odkąd mianowicie znaleziono u ojca Philibina oddarty rożek z pieczęcią. Zbyt głupiem było zaprawdę utrzymywać, jak to uparcie czyniło zgromadzenie, że Simon wydostał pieczęć, lub sfabrykował podobną, aby zgubić braciszków ze współzawodniczącej szkoły. Opuszczony i potępiony przez swoich, którzy go uważali za osobistość kompromitującą, oswobadzał się z pod ich wpływu i starał się ich zrobić zależnymi od siebie, wyznając część prawdy. Nowe jego tłomaczenie, wstrząsające dla czytelników „Małego Beaumontais“, było następujące: wzór pochodził istotnie ze szkoły braciszków, ale wyniósł go ztamtąd Zefiryn, jak, mimo zakazu, wyniósł drugi podobny Wiktor Milhomme i że w ten sposób Simon znalazł go na stole w pokoju ofiary w noc obrzydliwego zamachu.
W dwa tygodnie potem dziennik wydrukował nowy list braciszka Grorgiasza. Schronił się we Włoszech, nie dawał dokładnego adresu, ale obiecywał stanąć jako świadek w procesie w Rozan, jeżeli będzie miał urzędowe zapewnienie, że nie pokuszą się na jego wolność. Simon’a nazywał dalej plugawym żydem i mówił, iż ma przygnia-