Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/157

Ta strona została przepisana.

scowych, oraz nawałę sutan i habitów, które z nastaniem nocy, wsuwały się cichaczem do domu. Mówiono, że ojciec Crabot dwa razy tam nocował, poczem powrócił do Valmarie, gdzie zamknął się na pokucie z całą ostentacyą pokory. Podejrzane figury włóczyły się po tej pustej dzielnicy, ulice nie przedstawiały bezpieczeństwa. Gdy Dawid i Delbos wychodzili nocą od Marka, przyjaciele gromadą odprowadzali ich do mieszkania. Jednego wieczoru padł strzał, ale policyanci, mimo czujności, nie złapali nikogo. Właściwa jednak broń klerykalna to trujące oszczerstwo, zabójstwo moralne, podle, w cieniu wykonywane. Jako ofiarę wybrano Delbos’a w dniu rozpoczęcia procesu. Numer „Małego Beaumontais“ z owego rana, zawierał szkaradne oskarżenie, obciążone kłamstwami, starą odwieczną historyę o ojcu adwokata. Obwiniano w niej ojca Delbos’a, który był pozłotnikiem w sąsiedztwie pałacu biskupiego w Beaumont, o kradzież świętych kielichów, które mu dano do naprawy. W istocie złotnika okradła kobieta, której nie chciał wydać; zwrócił koszta naczyń, nie zrobiono mu przeto procesu i sprawa pozostała nie wyjaśniona. Czytając wstrętny dziennik, widziało się, dokąd dojść mogą ludzie, uniesieni nienawiścią i podłością. Smutną przygodę ojca, dawno pogrzebaną i zapomnianą, rzucono teraz w twarz synowi z obfitością fałszywych szcze-