Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/164

Ta strona została przepisana.

którzy pomimo wyraźnego wyznania braciszka Gorgiasza, upierali się przy pierwotnych wnioskach. Prokurator Pacart, nie pozostawiając żadnej wątpliwości co do swego stanowiska w sprawie, pozwolił sobie na wtrącenie się i zażądał, aby obwiniony wytłomaczył pewne szczegóły zaprzeczenia swego w kwestyi sfabrykowania fałszywej pieczęci.
Podczas długiego badania zachowanie się Simon’a uważane było powszechnie za opłakane. Przedstawiono go sobie, nawet wśród jego przyjaciół jako sprawiedliwego z piorunami w ręku, wychodzącego w postaci mściciela z grobu, gdzie niecne ręce żywcem go zamurowały. Ponieważ zaś odpowiadał spokojnie głosem łagodnym, bez oczekiwanych wybuchów, sprawił ogólnie wielki zawód, a wrogowie utrzymywali, iż nie zapiera się nawet swej zbrodni, wypisanej jasno na brzydkiego jego twarzy. Raz tylko uniósł się na chwilę, gdy prezes wypytywał go o fałszywą pieczęć, o której słyszał po raz pierwszy. W tym względzie zresztą nie dostarczono żadnych dowodów; opowiadano niejasno, że jakiś nieznany robotnik zwierzył się żonie, iż robił pokryjomu dziwną robotę dla nauczyciela z Maillebois. Na gwałtowny wybuch Simon’a prezes przestał nalegać, tem bardziej, że Delbos się zerwał, gotów wywołać skandal. Prokurator tylko dodał, że jakkolwiek nie