mnym? Czyż przeto wina braciszka Gorgiasza nie była oślepiająco jasna? Jego rzekome alibi opiarało się na sieci fałszywych świadectw. Wszystko dowodziło jego winy: ucieczka, pół-wyznania, zbrodnicze wysiłki, których się dopuszczono, aby go ocalić, rozproszenie jego wspólników, z których ojciec Philibin zakopał się w jakimś klasztorze włoskim, braciszek Fulgenty w dali złożony wygodną chorobą, a ojciec Crabot pielęgnujący opatrznościowy wywieli nogi. Czyż nie dla ocalenia braciszka Gorgiasza prezes Gragnon nieprawnie dopuścił się zakomunikowania fałszywego listu, czego dowodzi zeznanie budowniczego Jacqui’a? W nagromadzeniu wszelkich innych, już ta jedna zbrodnia wystarcza, aby otworzyć najbardziej uprzedzone oczy. Przedstawił następnie straszne cierpienia Simon’a w więzieniu, piętnaście lat, które spędził na wygnaniu wśród najokropniejszych męczarni fizycznych i moralnych, wołając ciągle, iż jest niewinnym. Na zakończenie dodał, że przyłącza się do życzenia, wyrażonego przez prokuratora, aby jak najprędzej załatwić lecz załatwić ku chwale Francyi, czyniąc sprawiedliwość, gdyż jeżeli w niewinnego nowy cios uderzy, będzie to dla kraju hańba i pociągnie nieobliczalne nieszczęścia w przyszłości.
Odpowiedzi nie było, rozprawy zostały zamknięte i przysięgli poszli zaraz do sali obrad.
Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/178
Ta strona została przepisana.