Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/189

Ta strona została przepisana.

dnicy a nawet ciało nauczycielskie. Na twarzach jaśniały uśmiechy, zamieniono uściski rąk, wszyscy szczęśliwi byli, że żyją po uniknięciu wielkiego niebezpieczeństwa. „Mały Beaumontais“ od czasu procesu codziennie głosił chwałę dzielnego wojska, Boga i ojczyzny. Nagle zamilkł, z kolei pogrążył się w ciszy, otrzymawszy zapewne rozkaz z góry. Jeszcze nie minął odgłos zwycięztwa, a już wszyscy zaczynali czuć porażkę moralną, powracała trwoga przed jutrem i chęć rozerwania umysłów. Przysięgli wyznali, że wyrok na Simona wydany został większością jednego głosu. Wychodząc zaś z posiedzenia wszyscy podpisali prośbę o ułaskawienie. Nie mogli wyraźniej wyznać śmiertelnego kłopotu, okrutnej konieczności potwierdzenia dawnego wyroku, wydanego w Beaumont, chociaż nie wątpili o niewinności oskarżonego. Niewinność jego rzucała się w oczy przez to właśnie nadzwyczajne postąpienie przysięgłych, którzy z niezrozumiałą sprzecznością karali i przebaczali zarazem. Ułaskawienie narzucało się z tak nieubłaganą koniecznością, iż nikt się nie zdziwił, gdy w kilka dni potem zostało podpisane. „Mały Beaumontais“ uważał za stosowne zelżyć po raz ostatni „wstrętnego żyda“, ale i on również wydał westchnienie ulgi, gdy poczuł się nakoniec uwolnionym od swojej ohydnej roli. Ułaskawienie było powodem ostatniej bolesnej walki sumie-