Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/21

Ta strona została przepisana.

waną nie po katolicku, to jest zatrutą błędem i kłamstwem? Mój biedny przyjacielu, żona, jakiejbyś potrzebował pan, duch swobodny, robotnik przyszłości, taka żona jeszcze nie istnieje. Jest może kilka wyjątków, ale są nieliczne i noszą jeszcze ślady atawizmu i dwulicowego wychowania.
A uśmiechając się łagodnie, dodała.
— Wie pan, pracuję właśnie nad wychowaniem takich towarzyszek dla mężów, wyzwolonych od dogmatów, żądnych prawdy i sprawiedliwości. Usiłuję zrobić kilka żon dla chłopców, których pan wychowuje... Ale pan urodziłeś się za wcześnie.
Oboje, skromni pracownicy społeczeństwa przyszłości zapominali o trzynastoletniej dziewczynce, która chciwie słuchała. Przez pewną delikatność uczucia, nigdy jeszcze Marek niedawał córce bezpośrednich nauk. Dawał jej przykład postępowania i zyskał jej uwielbienie, okazując się zawsze dobrym, szczerym i sprawiedliwym.
Inteligentna dziewczynka nie śmiała jeszcze mieszać się do rozmów ojca z panną Mazeline, korzystała z nich jednak, nie zdając się słyszeć ani rozumieć, jak wogóle czynią dzieci, kiedy mówi się przy nich o czemś, wrzekomo przechodzącem ich pojęcie. Z oczami utkwionemi w ciem-