z chwilą, kiedy ustąpisz, kiedy zbliżysz się do świętego stołu, jako pokorna służebnica Jezusa!
Dzieweczka odpowiedziała łagodnie:
— Po co wracać do tego, babuniu? Zna babunia uroczystą obietnicę, którą dałam ojcu. Odpowiedź moja jest niezmienną: mając lat dwadzieścia, postanowię, zobaczę, czy będę miała wiarę.
— Ależ, uparta nędznico, jeżeli powrócisz do tego człowieka, który zgubił was obie, odpowiedź twoją można przewidzieć zawczasu, pozostaniesz bez wiary, bez religii, jak bydlę!
Wobec przyzwoitego milczenia córki i matki; które, nie chcąc przeciągać przykrej i bezpłodnej sprzeczki, zabrały się znów do pakowania, pani Duparque wyraziła ostateczne życzenie.
— Jeżeli jesteście obie zdecydowane odejść, zostawcie mi przynajmniej chłopczyka, zostawcie Klemensa. Stanie się okupem waszego szaleństwa, wychowam go w miłości Boga, zrobię z niego świętego kapłana i nie pozostanę samotną, we dwoje będziemy się modlić, aby gniew boski oszczędził was w strasznym dniu sądu ostatecznego.
Genowefa wyprostowała się z żywością.
— Mam zostawić Klemansa? Ależ on jest najgłówniejszą przyczyną mego odjazdu. Nie wiem, jak go wychowywać, oddam go ojcu, porozumiemy się i postaramy się zrobić zeń człowieka... Nie, nie! zabieram syna!
Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/231
Ta strona została przepisana.