Zdarzały się, mianowicie w Jouville, okropne skandale. Jedna dziewczyna zmarła prawie z głodu i zimna, inna zwaryowała, inną znów, po wielu latach zabijającej pracy, wyrzucono bez grosza, ta się zbuntowała i groziła zakonnicom głośnym procesem.
Marek zatrzymał się patrząc na ogromną fabrykę, cichą jak więzienie, martwą jak klasztor, gdzie tyle młodych istot się marnowało, gdzie nic nie zwiastowało pracy szczęśliwej i płodnej.
— Jeszcze jedna siła księży — mówił — to naginanie się do wymagań czasu, dla pobicia nas — pożyczanie od nas broni. Kościół staje się obecnie fabrykantem, kupcem; niema przedmiotu codziennego użytku, któregoby nie wyrabiał i nie sprzedawał, aż do strojów i likierów. Liczne zakony są to stowarzyszenia przemysłowe, produkujące po zniżonej cenie, dzięki darmowej prawie pracy i robiące przez to nieuczciwą konkurencyę drobnym przemysłowcom, nie mogącym wytrzymać walki. Zarobione miliony wpadają do czarnej kasy, podsycają wydaną nam wyniszczającą wojnę, powiększają posiadane już przez Zakony majątki i dają im przerażającą siłę.
Genowefa i Mignot słuchali w milczeniu. W pełnej niepokoju ciszy zachodzące słońce oblało krwawym blaskiem ponury, zamknięty dom Dobrego Pasterza.
Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/257
Ta strona została przepisana.