Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/259

Ta strona została przepisana.

mera Martineau, radę i całą gminę z upartych rąk proboszcza, zdecydowanego nie ustępować. Kiedy ukazała się nominacya nowego nauczyciela, ksiądz Cognasse, zamiast wyrazić gniew i obawę wobec groźnego przeciwnika, którego mu przysyłano, ograniczył się na pogardliwem ruszeniu ramionami. Zaczął wszędzie opowiadać, że ten człowiek pokonany, miernota, popadł w niełaskę, wyzuty z honoru od czasu wspólnictwa w sprawie Simona, nie pozostanie i pół roku w Jouville, gdzie zwierzchnicy wysłali go na dokończenie, nie chcąc go odrazu wypędzić. W głębi nie musiał być zupełnie spokojnym, gdyż znał tego cichego a silnego człowieka, nade wszystko uwielbiającego prawdę. Najlepszym dowodem, iż czuł niebezpieczeństwo, była ostrożność i zimna krew. do których się zmuszał, hamowanie zwykłych wybuchów uniesienia. Nadzwyczajnym zjawiskiem był ksiądz Cognasse dyplomatyzujący i spokojny, samemu Bogu pozostawiający zdruzgotanie wroga. Ze zaś służąca jego Palmira, nie miała siły naśladować jego niemej wzgardy, publicznie ją wyłajał za to, że opowiadała, jako Marek ukradł był w Maillebois hostye, aby je wobec uczniów znieważać. Nie było dowiedzionem ani to, ani historya, którą opowiadano, że Marek miał wypożyczonego z piekła dyabła, co wychodził na zawołanie ze ściany i pomagał mu wykładać lekcye. Na osobności