Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/274

Ta strona została przepisana.

dalej jak dziś rano, gdy ksiądz Cognasse przybył dla odprawienia mszy, zastał w kościele akuratnie trzy kobiety i jednego chłopaka. Odchodząc, trzasnął drzwiami zakrystyi i groził, że już nie przyjedzie. Po co ma napróżno fatygować Pana Boga i siebie?
Marek się roześmiał.
— Wiem, — rzekł — że znowu, zaczyna się złościć w le Moreux. Tu wstrzymuje się jeszcze, próbuje walczyć niezmierną giętkością dyplomatyczną, mianowicie względem kobiet; mistrzowie jego objawili mu zapewne ten pewnik, że nie jest zwyciężonym ten, co ma za sobą kobiety. Mówiono mi, że bywa często w Valmarie i widuje się z ojcem Crabot’em, w głębokiem schronieniu, w którem się zagrzebał; ztamtąd to z pewnością przynosi namaszczenie i pieszczotliwość dla kobiet, zadziwiające u takiego grubianina. Przepadnie, jak znowu da się unieść złości... Zresztą w Jouville wszystko dobrze idzie. Co rok zdobywamy trochę gruntu, gmina odzyskuje pomyślność i zdrowie. Chłopi, naprzykład, nie pozwalają córkom pracować u Dobrego Pasterza od czasu ostatnich skandalów. Rada zaś, z merem Martineau na czele, nieskończenie żałuje przystępu słabości, który ksiądz Cognasse i Jauffre wyzyskali, aby wyłudzić u nich zgodę na poświęcenie gminy Sercu