Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/28

Ta strona została przepisana.

ukrywała się, rozpaczała, wstydziła się wydać na świat jego dziecko, — musiano zatem wmówić jej, że zbrodnią jest ten smutny owoc ich nieporozumienia. Chcąc ją zatrzymać, przedstawiono jej, że jest w stanie grzechu i że nie otrzyma rozgrzeszenia. jeżeli nie porwie wszelkich węzłów cielesnych, łączących ją z szatanem.
— Czy to chłopiec? — zapytał.
— Tak.
— Gdzie jest? Chcę go widzieć, ucałować.
— Niema go tu.
— Jakto, tu go niema?
— Nie, wczoraj go ochrzczono na imię świętego Klemensa i odwieziono do mamki.
Nagły ból wyrwał się okrzykiem.
— Ależ popełniła pani zbrodnię! Nie wolno chrzcić dziecka bez pozwolenia ojca, nie wolno wywozić go tajemnie... Genowefa, która z taką radością dawała pierś Ludwini, nie karmi małego!
Z wielkiem panowaniem nad sobą, głucho mrucząc z zadowolonej, starej urazy, pani Duparque odrzekła:
— Matka katoliczka ma zawsze prawo ochrzcić dziecko, szczególniej jeżeli przypuszcza, że zbawienie jego znajduje się w niebezpieczeństwie z powodu niedowiarstwa ojca. Co zaś do tego aby go tu wychowywać, nie może być mowy o tem,