żone cienie. Za drzwiami czatowała drżąca Genowefa, zdjęta niewyraźną obawą możliwego zamachu.
Braciszek Gorgiasz odrazu wpadł na tor rozmowy przerwanej na Placu Kapucynów, jak gdyby rozpoczętą była przed paru godzinami.
— Widzi pan, panie Froment, Kościół umiera, bo niema kapłanów zdolnych podtrzymać go, w razie potrzeby, ogniem i mieczem. Żaden z tych biednych niedołęgów, z tych płaczliwych chłopców dzisiejszych nie kocha, a nawet nie zna prawdziwego Boga, tego, który wyniszczał narody za proste nieposłuszeństwo i panował nad ciałami i duszami, jako wszechwładny monarcha, zawsze zbrojny... Do czego dojdzie świat, jeżeli w imieniu Boga przemawiać będą tchórze i głupcy?
Zaczął krytykować jednego po drugim swoich przełożonych, swoich, jak ich nazywał, braci w Chrystusie i wyprawił prawdziwy a straszny pogrom. Jego Wielebność biskup Bergerot, zmarły w osiemdziesięciu czterech latach, był to biedny człowieczyna, wiecznie drżący i nielogiczny, nie zdołał oderwać się od Rzymu, aby założyć swój sławny Kościół Francuzki, liberalny i racyonalistyczny, który zresztą byłby tylko nową sektą protestantyzmu. Ci to właśnie biskupi, pozbawieni silnej wiary, a wykształceni, oddający się psychologii, słabemi, niezbrojnemi w pioruny rękami
Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/327
Ta strona została przepisana.