czał biednej kobiecie, że nie broniła Gonowefy, że wydawała ich oboje na czarną wściekłość okrutnej babki, przebaczał jej drżącą lękliwość, gdyż widział, ile cierpiała sama.
Pani Duparque przemówiła już spokojnie:
— Widzisz pan, sama twoja obecność tutaj jest przyczyną zgorszenia i gwałtu. Wszystko, czego dotykasz, psuje się, oddech pański zatruwa powietrze w miejscu, gdzie jesteś. Oto moja córka, która nigdy nie pozwoliła sobie podnieść przeciw mnie głosu, zaledwie pan przestąpiłeś mój próg, ośmiela się na nieposłuszeństwo i obelgi... Idź pan, idź do swojej wstrętnej pracy. Zostaw uczciwych ludzi w spokoju i staraj się uwolnić swego ohydnego żyda z więzienia, w którem jednak zgnije, ja to panu przepowiadam, gdyż Bóg nie dopuści porażki czcigodnych sług swoich.
Mimo wzburzenia Marek nie mógł powstrzymać uśmiechu.
— A, oto słowo zagadki! — rzekł zwolna. — Na dnie wszystkiego leży sprawa, nieprawdaż? Przyjaciela, obrońcę Simona, szperacza sprawiedliwości chcecie zgnębić prześladowaniem i torturą moralną... Bądźcie jednak pewni, że prawda i sprawiedliwość prędzej lub później zwyciężą. Simon opuści więzienie i przyjdzie dlań dzień tryumfu, a w dniu tym istotni winowajcy, kłamcy, twórcy ciemności i śmierci zmieceni będą z powierz-
Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/34
Ta strona została przepisana.