Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/347

Ta strona została przepisana.

bezwzględnego, w Boga niszczyciela, płonie ponurą, przerażającą wiarą, która czyni go zdolnym do męczeństwa, jeżeliby przez nie miał otrzymać zbawienie, a nieprzyjaciół wydać na męki piekielne.
— Czy myślisz starać się zużytkować to, co ci powiedział?
— Nie sądzę. Pomówię z Delbos’em, wiem jednak, że postanowił działać tylko na pewno... A, biedny nasz Simon! Nie mam już nadziei widzieć jego rehabilitacyę, za stary jestem.
Nagle jednak, oczekiwany od lat tylu, nowy fakt się okazał i Marek ujrzał spełnione najgorętsze życzenie swego życia. Delbos, nie licząc na żadną pomoc ze strony braciszka Gorgiasza, całą nadzieję pokładał w owym doktorze Beauchamp, przysięgłym z drugiego procesu, któremu były prezes Gragnon nielegalnie zakomunikował tajną wiadomość, a który, jak powiadano dręczony był wyrzutami sumienia. Za tropem tym śledził nieustannie, z niewyczerpaną cierpliwością, ciągle pilnując doktora i zbierając o nim wiadomości. Dowiedział się w ten sposób, że zachowuje milczenie na błagania pobożnej a chorej żony, którą skandal mógłby wtrącić do grobu. Nagle usłyszał Delbos, że żona owa umarła i od tej chwili nie wątpił o powodzeniu sprawy. Zajęło mu to jednak ze sześć miesięcy; potrafił zawiązać