dziwacznych i gwałtownych, uważał za obowiązek wdać się w to, w interesie religii. Podniósł rzecz na radzie miejskiej, gdzie Darras był zawsze w mniejszości, unieruchomiony i tem bardziej ostrożny, że nie tracił nadziei zostania merem ze znaczną większością, jeżeli sprawa Simona dobry weźmie obrót. Tymczasem unikał mówić o tem, usta miał zamknięte na kłódkę, zaniepokojony, gdy widział księży i mnichów zadzierających nosy w Maillebois, jak w zawojowanem mieście.
Mimo złych wieści, Marek zmuszał się do ufności. Podtrzymywała go obecnie odważna wierność pomocnika Mignot’a, który co dzień więcej przywiązywał się do niego, dzieląc jego życie walki i poświęcenia. Było to dziwne zjawisko moralne: powolny wpływ mistrza na ucznia zrazu opornego, później nawróconego, zupełnie oddanego nakoniec. Niegdyś nie można było przeczuwać w Mignot’cie materyału na bohatera, jakim się okazywał obecnie. Wczasie sprawy postępowanie jego było dwuznaczne, oskarżał prawie Simona, dbał o to jedynie, aby się nie skompromitować. Myślał zawsze o awansie, w gruncie ani zły, ani dobry, gotów pójść złą lub dobrą drogą, stosownie do otoczenia i okoliczności. Zjawił się Marek i stał się człowiekiem z wolą i rozumem, który opanował chwiejną duszę, udoskonalił ją i podniósł ku prawdzie i sprawiedliwości. Rzecz
Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/38
Ta strona została przepisana.