Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/383

Ta strona została przepisana.

uciekła od męża, umarła i pochowana została gdzieś daleko. Niemniej jednak żywił pewne uprzedzenia i musiał zapanować nad osobistemi uczuciami, gdy Adryan, dla powodzenia drogiej obu sprawy, poprosił go o pójście do folwarku Amettes.
Leon chwilowo był nieobecny, wpadli więc na starego Savin’a, pozostałego dla pielęgnowania Achillesa, który przykuty do fotela, pędził życie u okna saloniku. Był to wązki pokoik na parterze, urządzony po miejsku; obok ciągnęły się obszerne zabudowania folwarczne. Ujrzawszy Marka, Savin, wykrzyknął zdumiony:
— A, pan Froment! myślałem, że się pan gniewa. Co za śliczna myśl nas odwiedzić.
Zawsze był chudy, wątły, kaszlący, umierający, a przecież pogrzebał swoją ładną, świeżą żonę. Dręczony zazdrością, utrzymywał, że koniecznym jest hamulec religii na kobiety i zabił swoją żonę ustawicznem prześladowaniem i kłótniami, od chwili, gdy ją złapał na czułej rozmowie ze spowiednikiem, ojcem Teodozym. Gorzkie to wspomnienie wywołało obelgi na księży, którzy jednak wzbudzali w nim straszną obawę.
— Gniewać się? — powtórzył spokojnie Marek. — Dlaczego mielibyśmy się gniewać?
— No, z powodu różności naszych przekonań. Syn pański ożenił się z moją wnuczką, ale