Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/384

Ta strona została przepisana.

nie idzie zatem, aby nasze przekonania się połączyły... Wy, naprzykład wypędzacie zewsząd księży i mnichów, a ja to uważam za nieszczęście, rozpusta jeszcze lepiej wzrośnie. A przecie Bóg mi świadkiem, że ich nie kocham, ja, stary republikanin, socyalista, tak, panie Froment, socyalista! Ale kobiety i dzieci potrzebują grozy, któraby im nie dozwoliła źle robić, — do upadłego to powtarzać będę!
Wobec wywołanej przeszłości, Marek się uśmiechnął.
— Religia — policyą, znam pańską teoryę. W jaki sposób jednak religia ma być siłą, kiedy ludzie stracili wiarę, a księża nie wzbudzają strachu?
— Nie wzbudzają strachu? Wielki Boże, jakże się pan mylisz!.. Ja naprzykład zawsze byłem i jestem ich ofiarą. Gdybym trzymał z nimi, czy myślisz pan, że wegetowałbym przez całe życie w ciemnem biurze, i że byłbym dziś ciężarem memu synowi, Leonowi, że straciłbym żonę, zmarłą z wszelkiego rodzaju niedostatku? A Achilles, taki chory, to także ofiara księży. Powinienem był oddać go do szkoły braciszków, byłby dotąd prefektem lub prezesem sądu, zamiast nabawić się reumatyzmu, siedząc przez trzydzieści lat w tem samem, co ja, biurze, z którego wyszedł bez nóg