Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/65

Ta strona została przepisana.

w najgłupsze baśnie, nie mający ani swobody umysłu, ani logiki, aby się odnieść krytycznie do bajek swego dziennika. Gruba jego łatwowierność dotknęła nawet Łucyę.
— O, — rzekła, podnosząc głowę — pięć milionów to trochę za wiele.
Była u panny Rouzaire uczennicą mierną, nie otrzymała nawet elementarnego świadectwa, potem jednak obudziła się w niej inteligencya. Uchodziła za bardzo pobożną, panna Rouzaire pyszniła się tą wychowanką, która bez omyłki recytowała długą, wielkotygodniową ewangelię. Od zamążpójścia nie oddawała się bardzo praktykom religijnym, chociaż zachowała fałszywą uległość i nieszczerość kobiet, zdobytych przez kler. Czasem jednak pozwalała sobie mieć własne zdanie.
— Pięć milionów w skrytce — powtórzył Marek — pięć milionów drzemiących w oczekiwaniu biednego Simon’a, toż to szalestwo!.. A co myślicie o nowych dokumentach, o wszystkich dowodach, oskarżających braciszka Gorgiasza.
Ośmielona Łucya rozśmiała się powabnie i zawołała:
— O ten, to prawdziwe ladaco! Może nawet ma dużo na sumieniu, ale nie trzeba go ruszać z powodu religii. Ja także czytałam i dało mi to do myślenia.
— No, — zakończył Fernand — jeżeli po czy-