Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/68

Ta strona została przepisana.

Przy ulicy Plaisir, w dawnem mieszkaniu po nad szynkiem, zastał samą panie Doloir i Julka. Starsi mężczyźni nie powrócili jeszcze od roboty. Wysłuchała go z miną poważną i nieco tępą. Jako dobra gospodyni dbała jedynie o korzyść rodziny.
— Nie wiem. czy to się da zrobić, panie Froment. Julek jest nam potrzebny, oddamy go zaraz do terminu. Zkąd brać pieniędzy na naukę? Choćby za darmo, a zawsze kosztuje.
Zwracając się zaś do dziecka:
— Prawda, — dodała — że najlepiej wolisz być stolarzem, mój ojciec także był stolarzem.
Julek z błyskiem w oczach ośmielił się wyznać.
— Nie, mamo! Bardzo byłbym kontent, żebym się mógł jeszcze uczyć!
Marek pospieszył mu z pomocą, gdy wszedł Doloir z synami. August razem z nim pracował, a po drodze zaszli po Karola, mającego zajęcie u sąsiedniego ślusarza. Dowiedziawszy się o co idzie, ojciec zaraz stanął po stronie żony, uważanej w rodzinie za tęgą głowę, zachowawczynię i stróża zdrowych tradycyj. Kobieta była wistocie uczciwa i pracowita, ale uparta i egoistka. Mąż jej ulegał, chociaż się przechwalał, że jako żołnierz stał się wolnomyślnym w koszarach.