dwudziestu pięciu sous przez dzień, to wielki majątek!
— A co się stało z prośbą o wsparcie, którą pani podała do Prefektury, jako wdowa po nauczycielu?
— Nie odpowiedziano nam wcale, a jak się sama zdecydowałam pójść, to myślałam, że mię wpakują do kozy. Jakiś wysoki brunet z piękną brodą zapytał mię, czy sobie kpię z łudzi, że śmiem przypominać mego męża, sądzonego sądem wojennym dezertera, anarchistę którego musiano zastrzelić jak wściekłego psa. Tak mnie nastraszył, że uciekłam jak szalona.
Widząc współczucie w oczach Marka, mówiła zupełnie już śmiało:
— Mój Boże, biednego mego męża nazywać wściekłym psem! Pan go znał, jak byliśmy w Moreux. Marzył jedynie o poświęceniu, sprawiedliwości, braterstwie i tylko nędza, prześladowania i krzywdy doprowadziły go do szaleństwa... Opuszczając mię ostatecznie, powiedział: „Francya jest krajem straconym, wtrąconym przez księży w zgniliznę, zatrutym przez haniebne dzienniki, pogrążonym w takie błoto nieuctwa i łatwowierności, że nigdy się z tego nie wydobędzie...“ Widzi pan, miał słuszność.
— Nie, nie, pani Férou. Nie trzeba nigdy wątpić o swoim kraju.
Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/87
Ta strona została przepisana.