Damour jednak na to:
— Cicho bądź!... Ja spełniam moją powinność. Tem gorzej dla tych, co swojej nie spełniają.
Pewnego ranka pod koniec kwietnia przyniesiono na ulicę des Envierges, na noszach Eugeniusza, ugodzonego kulą, pod Moulineaux, w sam środek piersi. W chwili, gdy go na schody wnoszono, wyzionął ducha.
Kiedy Damour wieczorem wrócił z miasta, zastał Felicyę strażującą w milczeniu przy zwłokach syna. Cios to był straszny; pod jego obuchem upadł Damour na ziemię, a żona, słowa nie rzekłszy, nie przeszkadzała mu szlochać, skurczonemu cierpieniem, pod ścianą, bo i cóż mogłaby mu innego powiedzieć, jak tylko: — „Twoja to wina!“ Zawarłszy drzwi sąsiedniej izdebki, zachowywała się jak najciszej, aby nie niepokoić Ludwisi. Kiedy po chwili poszła zajrzeć, czy się dziecko nie przebudziło na odgłos ojcowskiego płaczu, Damour, podniósłszy się, wziął w rękę fotografię Eugeniusza w mundurze gwardyi narodowej i długo się w nią wpatrywał. Następnie ujął za pióro i nakreślił u spodu kartonu: „Ja cię pomszczę!“ — dodając obok datę i podpis własny. Sprawiło mu to dużą ulgę.
Nazajutrz karawan, udekorowany ogromnemi chorągwiami z szkarłatu, odwiózł ciało na cmentarz Père Lachaise, odprowadzony przez wielki tłum ludzi. Ojciec kroczył za ciałem z obnażoną głową, a serce jego wzbierało od srogich myśli na widok
Strona:PL Zola - Radykał.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.