wniejsze, że między obydwoma nie było ani śladu podobieństwa. Tyle tylko, że tak jeden, jak drugi, mieli duże brody. Damour i czwarty z jego towarzyszy, który także cudem pozostał przy życiu, rozstali się za przybyciem na jedno z terytoryów angielskich i nie spotkali się więcej. Zmarł pewno na żółtą febrę, która i Damoura również o mało nie sprzątnęła.
Pierwszą jego myślą obecnie było, rzecz prosta, zawiadomić Felicyę, że zbiegł. Wtem wpadła mu w ręce gazeta z opisem ucieczki i doniesieniem o utonięciu. Wobec tego pisanie zamierzonego listu wydało mu się rzeczą nieroztropną; mógł go ktoś przejąć, odczytać, wpaść tym sposobem na ślad prawdy. Nie byłoż lepiej pozostać nieboszczykiem dla całego świata? Przestaną się o niego troszczyć, dzięki czemu będzie mógł najspokojniej powrócić do Francyi i czekać, przycupnąwszy, na amnestyę, aby się wówczas dopiero dać poznać. W tym czasie straszliwy paroksyzm żółtej febry zatrzymał go na całe tygodnie w jakimś zajeździe zapadłym.
Doczekawszy się dni rekonwalescencyi, uczuł się jednak Damour opanowanym przez nieprzezwyciężone lenistwo, tak go choroba wyniszczyła. Długie miesiące jeszcze trwało to osłabienie i ten brak woli. Zdawało się przytem, że gorączka strawiła w nim wszystkie dawne namiętności. Nie pragnął obecnie niczego, zapytując sam siebie co chwila: po co?... Nawet wizerunek Felicyi i Ludwisi zatarł
Strona:PL Zola - Radykał.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.