Strona:PL Zola - Radykał.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

mu urągać swoim wrzaskiem, gdy będzie szedł. Po dłuższej chwili dopiero zrozumiał dźwięk nazwiska będącego na ustach wszystkich, nazwiska jednego z przywódców komuny, przybyłego tym samym co i on pociągiem, znakomitości, dla której lud urządzał owacyę. Damour poznał go w przechodzie; utył, miał łzy w oczach, uśmiechał się, wzruszony tem przyjęciem. Kiedy bohater wsiadł do fiakra, zaczęto wołać w tłumie, aby wyprządz konie. Ludzie zaczęli się wzajemnie tratować, fala tłumu przewaliła się w ulicę Lafayette i utworzyła tam morze głów, ponad któremi długo było widać dorożkę, posuwającą się zwolna jak wóz tryumfalny.
Tymczasem Damour, zgnieciony, z potłuczonymi bokami, zdołał się, acz z nielada mozołem, wydostać na bulwary zewnętrzne. Nikt nań nie zwracał uwagi. I oto wszystkie przebyte cierpienia, Wersal, przeprawa do Noumei, deportacya, przesunęły się teraz przed jego oczyma w wezbraniu goryczy.
Atoli na bulwarach zewnętrznych owładło nim rozrzewnienie. Zapomniawszy o wszystkiem, uległ naraz złudzeniu, że odniósł właśnie robotę do Paryża i wraca oto z zarobkiem spokojnie na ulicę des Envierges. Dziesięć minionych lat egzystencyj spłynęło się już po za nim we mgle pamięci tak, że były jakby tylko dalszym ciągiem trotoaru, którym kroczył. Pomimo tego dziwiły go trochę te wszystkie dawne rzeczy, do których oto powracał tak łatwo jakoś. Wydało mu się na przykład, że