A kiedy go Damor szeptem poprosił, by mówił nieco ciszej, Berru, któremu się to wszystko w gruncie rzeczy dyabelnie komicznem wydało, ujął starego druha pod ramię i zaciągnąwszy do winiarni przy ulicy St. Martin, zasypał go tam pytaniami, spragniony wszystkiego się dowiedzieć.
— Natychmiast — pohamował go Damour, skoro usiedli obaj za stołem w gabinecie. — Wpierw jednak powiedz mi: co się dzieje z moją żoną?
Berru spojrzał na niego zdumiony.
— Jakto: z twoją żoną?
— Gdzie jest? — Znasz jej adres?
Zdumienie malarza rosło. Odrzekł zwolna:
— Ma się rozumieć, że znam... Czyż tobie w rzeczy samej zupełnie nie wiadoma jej historya?
— Co takiego? Jaka historya?...
Wówczas Berru jak nie wybuchnie:
— Nie!... to przecież kapitalne!... Jakto?... To ty nic nie wiesz?!... Ależ twoja baba poszła drugi raz za mąż, mój stary!
Damour, który trzymał właśnie szklankę w ręce, postawił ją na stole, trzęsąc się tak mocno, że wino spłynęło mu na palce. Wycierając je o bluzę, powtórzył głucho:
— Co ty powiadasz?... Wyszła drugi raz za mąż? Czy jesteś tego pewny?...
— Do dyabła!... ty zadarłeś kopyta, ona miała prawo wyjść za mąż!... I co tu tak dziwnego?... Tylko że teraz rzecz staje się śmiechu wartą przez twoje zmartwychwstanie...
Strona:PL Zola - Radykał.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.