ten człowiek przecierpiał... A teraz.. ani jednej rzodkiewki... umiera prawie z głodu, odprawiają go zewsząd... Kiedym go spotkał parę godzin temu, nie miał nic w ustach od wczoraj...
Felicya, przechodząc z obawy w nagłe rozczulenie, nie była w stanie wstrzymać duszących ją łez. Ogarnął ją bezgraniczny smutek, żal i zniechęcenie do życia. Krzyknęła napół bezwiednie:
— Przebacz mi, Jakóbie!...
A kiedy opanowawszy łkanie, zdołała znów przyjść do słowa:
— Co było, to było — rzekła — nie mogę jednak obojętnie patrzeć na to, gdy ty jesteś w nieszczęściu... Pozwól, że ci przyjdę z pomocą.
Damour poruszył się gwałtownie.
— Oczywiście — wdał się żywo Berru — w domu tym zbyt wielki wszystkiego dostatek, aby cię twoja żona miała zostawić z próżnym żołądkiem... Przypuśćmy, że nie weźmiesz pieniędzy, nic jednak nie przeszkadza ci przyjąć podarku. Choćby mu pani dała tylko jakiś kawałeczek wołowinki, to już sobie z tego będzie mógł ugotować rosołu, wszak prawda?
— Och! czego tylko zażąda, panie Berru.
Ale Damour począł na nowo walić w komodę pięścią i wykrzykiwać:
— Obejdzie się! nie wezmę w usta takiego chleba.
I podchodząc ku żonie z oczyma utkwionemi w jej oczy:
Strona:PL Zola - Radykał.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.