— Ciebie samej tylko chcę! i będę cię miał!... Schowaj sobie swoje mięso!
A kiedy Felicya cofnęła się przed nim mimowoli, przejęta trwogą i wstrętem, Damour stał się strasznym, począł grozić, że wszystko porozbija, zapędzał się w zarzuty ohydne. Domagał się adresu córki. Począł żonę szarpać w fotelu, zarzucając jej, że sprzedała dziewczynę, na co Felicya, nie broniąc się wcale w osłupieniu wobec tego wszystkiego, co na nią tak nagle spadło, odpowiedziała tylko z cicha, że nie zna adresu Ludwiki, muszą go jednak posiadać w prefekturze policyi. Nakoniec Damour, który rzuciwszy się na jedno z krzeseł, przysięgał, że go stamtąd sam dyabeł nie ruszy, zerwał się nagle i uderzywszy w komodę pięścią po raz ostatni, gwałtowniej niż przedtem, — zawołał:
— E! do wszystkich piorunów... idę sobie!... Tak jest... idę, bo mi się tak podoba... Ale nie będziesz tu długo potrzebowała na mnie czekać!... Zjawię się tu jeszcze, kiedy twój mąż będzie w domu i już ja was wtenczas urządzę!... jego, ciebie, pędraczki, całą budę sobaczą!... Poczekaj tylko a obaczysz..
I poszedł, grożąc jej pięścią.
W gruncie rzeczy takie zakończenie sprawiło mu ulgę. Berru, zostawszy nieco w tyle, zachwycony udziałem swym w całej tej historyi, rzekł pojednawczym tonem do Felicyi:
Strona:PL Zola - Radykał.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.