— Zarżnę rzeźnika... Na każdego przychodzi kolej, prawda?...
Od tego czasu Berru począł z nim przesiadywać całemi godzinami w winiarni przy ulicy du Temple, starając się go przekonać, że nie należy zarzynać bliźniego. To przecie idyotyzm, — bo przedewszystkiem bywa się za to skracanym o głowę. Ująwszy go za rękę, żądał od niego przysięgi, że się nie wplącze w żadną brzydką historyę. Ale Damour powtarzał szyderczo i z uporem:
— Nie, nie! na każdego kolej... Zarżnę rzeźnika.
Dnie jednak mijały — on wciąż nie zarzynał.
Tymczasem zdarzył się wypadek, który, zdawało się, powinienby był przyspieszyć katastrofę. Wymówiono mu miejsce z powodu nieudolności. (W czasie jakiejś burzliwej nocy zaspał sobie, skutkiem czego ukradziono łopatę). Od tej chwili począł znowu przymierać głodem, włócząc się po ulicach, zbyt dumny jeszcze na żebraninę, posyłając błyszczące spojrzenia głodomora w głąb sklepów z wędlinami. Nędza jednak, zamiast oddziałać nań pobudzająco, czyniła go jeszcze większym niedołęgą. Zgarbił się, zaduma i smutek ryły mu się na twarzy. Rzekłbyś, że odkąd nie miał bluzy całej i czystej, zabrakło mu odwagi pokazać się na Batignolles.
Felicya tymczasem żyła w nieustannym lęku. Wieczorem dnia bytności Damoura nie chciała zrazu Sagnardowi opowiedzieć całego zajścia, na-
Strona:PL Zola - Radykał.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.