— Tylko, że ja — ponowił Damour — ja nie z panem chciałem pomówić, lecz z moją żoną.
W tej chwili Sagnard odzyskał całą pewność siebie.
— Dobrze, dobrze, kochany panie — rzekł — ale się zrozumiejmy wpierw. Kiż dyabli! nie mamy sobie przecie obaj nic do zarzucenia, ani ja panu, ani pan mnie. Więc po co się wzajemnie pożerać, skoro nikt nie jest winien niczemu?
Damour, z głową zwieszoną, wpatrywał się uparcie w jedną z nóg u stołu. Nakoniec wyszepnął głucho:
— Nic nie mam do pana, proszę mi dać pokój; idź pan sobie. Chcę się rozmówić z Felicyą.
— Co to, to nie, nie będziesz pan z nią mówił — odparł rzeźnik spokojnie. — Nie życzę sobie wcale, żeby mi się kobieta rozchorowała przez pana, jak wtenczas. Możemy pomówić bez niej... Zresztą jeżeli pan jesteś rozsądny, wszystko się ułoży jak najlepiej. Ponieważ pan utrzymujesz, że ją jeszcze kochasz, rozważ zatem dobrze, jak rzeczy stoją, i działaj dla jej szczęścia.
— Przestań pan! — przerwał mu Damour, porwany nagłym gniewem. — Nie wtrącaj się pan do tego, inaczej się wszystko źle skończy.
Berru, wyobrażając sobie, że teraz Jakób dobędzie z kieszeni noża, skoczył między obudwu, udając wielce troskliwego o ich zdrowie i życie. Ale Damour odepchnął go.
Strona:PL Zola - Radykał.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.