pióra. W pokoju panowała jakaś ciężka atmosfera, jakaś głucha cisza i coś jakby pleśń zwykła pokojom, w których rzadko ludzie przebywają. Minuszka tylko sama jedna ledwie dni tu pędziła, jeśli jej się udało rankiem wsunąć do pokoju pani. Właściwie teraz spała na łóżku spokojnie, na puchowem przykryciu na nogi. Zdziwiona tym najazdem na swoje państwo, podniosła główkę i przyglądała się wszystkim swemi błyszczącemi, zielonemi oczyma.
— Siadajcie, siadajcie — wołał Chanteau.
Cała sprawa krótko załatwioną została. Pani Chanteau starannie usuwała się na drugi plan, pozwalając mężowi grać swobodnie pierwszą rolę, której go od dwóch dni pracowicie uczyła. Zgodnie z wymaganiami prawa, na dziesięć dni przedtem, oddano Paulince, działającej w asystencji doktora, jako kuratora przez radę familijną specjalnie wybranego, rachunki z opieki, zawartej w grubej książce po buchalteryjnemu ułożonej i obejmującej po jednej stronie wydatki, po drugiej przychody. Pomieszczono tu wszystko i koszta utrzymania wychowanki i koszta aktów, podróży, szło już tylko o przyjęcie tego wszystkiego razem aktem dobrowolnej umowy, prywatnie podpisanym a mającym miec siłę i ważność urzędowego dokumentu. Ale Cazenowe, biorąc swoją misję kuratora na serjo, chciał podnieść kwestję interesów fabryki i zmusił państwa Chanteau do udzielenia pewnych szczegółów. Paulinka spoglądała na doktora wzrokiem błagalnym. Na co to wszystko? Ona sama przecież pomogła do sporządzenia tych rachunków, które pani Chanteau wypisała
najpiękniejszym angielskim charakterem, na jaki się zdobyć mogła.
Tymczasem Minuszka, aby się lepiej przyjrzeć tej dziwnej robocie, jaką tu dokonywano, podniosła się i usiadła na środku pierzynki. Maciek, który z początku bardzo grzecznie łeb tylko wyciągnął na brzeg dywana, rozłożył się na nim cały, robiąc sobie tę rzadką dla niego przyjemność, leżenia w miękkiej i ciepłej wełnie i przeciągał się i tarzał, mrucząc i skomląc z zadowolenia.
— Mój Lazarze, uspokójże tego psa nieznośnego — zawołała zniecierpliwiona pani Chanteau — nie rozumiemy się wcale.
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/107
Ta strona została przepisana.