dził z nią jak wiatr. Wzywana na górą, żeby zmienić ubranie, odpowiedziała że jej i tem dobrze, i podczas gdy matka chrzestna poszła przygotować jej pokój, rozgościła się, zdejmując tylko kapelusz z głowy i wieszając go na zawiasce od okna Ucałowawszy wszystkich, zbliżyła się do Paulinki i bardzo pieszczotliwie, wesoło ujęła ją wpół.
— Spojrzyj-że się na mnie!... A co jakieśmy urosły obiel? jakieśmy duże!... Ja już mam dziewiętnaście lat skończonych, już będę niedługo starą panną...
Przerywając sobie, dodała żywo:
— To mi właśnie przypomina... winszuję ci!? O! nie udawaj, już mi powiedziano, że to w przyszłym miesiącu.
Paulinka ucałowała ją serdecznie, ale z pewną powagą jakby siostra starsza, choć młodszą od niej była o półtora roku. Lekki rumieniec pokrył jej policzki na wspomnienie zbliżającej się chwili jej małżeństwa z Lazarem.
— Ależ nie, okłamano cię... odpowiedziała. Zapewniam cię, że żadna data nie jest oznaczona, jest dopiero mowa o przyszłej jesieni.
W istocie pani Chanteau stanowczo zapytywana, zgadzała się niby na jesień, pomimo wstrętu do całej tej sprawy, który młodzi ludzie dostrzegać zaczęli. W odpowiedziach swoich wracała do pierwszego pretekstu, a mianowicie pragnęła, jak mówiła, aby syn jej najprzód jakieś stanowisko w świecie pozyskał.
— Niech sobie! — odparła Ludwika — kryjesz się, to się kryj. Ale przecież mnie zaprosisz, nieprawdaż?... A Lazar, gdzieś się podziewa, czy go w domu niema?
Chanteau, który właśnie przegrał partję i na nowo ustawiał kamienie na warcabnicy, dał odpowiedź na to pytanie.
— Więc nie spotkałaś się z nim Ludwiniu?... Właśnie przed chwilą mówiliśmy tutaj, żeście się pewno widzieli... Tak, Lazar pojechał do Bayeux... mamy tam interesa do podprefekta, ale wróci dziś jeszcze choć może trochę późno.
I zabierając się do gry, dodał:
— Ja zaczynam, księże proboszczu... tak, będziemy mieli, musimy mieć... departament nie może nam odmówić tej subwencji.
Była to mowa o nowej sprawie, która roznamiętniała
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/110
Ta strona została przepisana.