źle prowadzonych jeszcze bardziej przestrach jego zwiększały. Ból, jakiego ona doznawała, jego z przytomności i rozsądku wyprowadzał. Przy strasznym rozstroju nerwowym oburzał się, dochodził do wściekłości przeciwko głupiemu życiu Poco nikczemne to cierpienie! naco komu przydać się może to, że biedne ciało tej dziewczyny, tak białe i delikatne, cierpi, naco to szarpanie bolesne, to palenie i wykręcanie muskułów!? Myśl uparta o jej cierpieniu ciągle go do łóżka przypędzała. Chociaż ją to męczyło, wypytywał się, czy bardzo cierpi? Gdzie ją boli, w którem miejscu? Czasami brała go za rękę i kładła ją sobie na szyi, pokazując, że ją boli tu, że tam jest jakby ciężar jakiś nieznośny, jakby kula ołowiana rozpalona, która ją dusi. Migrena nie opuszczała jej ani na chwilę, nie wiedziała jak położyć głowę, zmęczona głównie bezsennością: od dni dziesięciu, jak ją ta gorączka męczyła, nie spała nawet i dwóch godzin. Pewnego wieczora na domiar złego rozpoczęły się straszne bóle w uszach; w kryzysach tych traciła przytomność, zdawało jej się, że jej łamią szczęki. O wszystkich tych męczarniach nie mówiła Lazarowi, okazywała się silną i odważną, gdyż czuła, że on prawie tak jest chory jak ona, że jego krew pali jej gorączka, że jego dusi jej wrzód. Często kłamała nawet i w chwilach wielkiego cierpienia zdobywała się na uśmiech. Mówiła, że ból teraz głuchy być zaczyna i zachęcała go, aby spoczął trochę. Najgorsze było to, że już nie mogła nawet śliny połknąć, nie krzycząc z bólu, tak dalece było gardło zatkane. Na krzyk taki Lazar jak by zbudzony zrywał się i przybiegał. A więc na nowo się zaczynali? I wypytywał znowu, chciał wiedzieć koniecznie w którem miejscu, podczas gdy ona z oczyma zamkniętemi, boleśnie uśmiechnięta walczyła z bólem, aby jego oszukać, szepcząc, że to nic, że to tylko coś ją zakłuło w gardle i nic więcej.
— Spij, odpocznij, nie trwóż się... Ja też spać spróbuję.
Wieczorem grała tę komedję usypiania, chcąc, aby on się położył. Ale on upierał się czuwać przy niej w fotelu. Noce bywały tak złe, że gdy zmierzch się zbliżał,
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/138
Ta strona została przepisana.