swoje, regulowała rachunki, doprowadzała do porządku korespondencje. Toteż po południu zamykała się w swoim pokoju, opuszczając Ludwikę, która też zaraz szła na drugie piętro do Lazara, gdyż samotność była jej wstrętną, ponieważ sama żadnego dla siebie zajęcia znaleźć nie umiała. Weszło to w zwyczaj, zostawali sami aż do obiadu w tym wielkim pokoju, który tak długo służył Paulince za salę prac i zabaw. Wązkie łóżko żelazne Lazara było tam ciągle ukryte za parawanem, fortepian jak dawniej bielał pod grubą warstwą kurzu, a wielki stół niknął pod masą papierów, książek, broszur. Po środku stołu pomiędzy dwoma zwojami zeschłych traw morskich stała grobla, jakby zabawka z drzewa, wycięta nożykiem z cienkich desek sosnowych i przypominała arcydzieło dziadka, most skomplikowanej konstrukcji w klatce szklannej zdobiący salę jadalną.
Lazar od jakiegoś czasu okazywał się zdenerwowanym. rozdrażnionym. Robotnicy doprowadzili go do rozpaczy; uwolnił się od robót tych jak od zbyt ciężkiego obowiązku, niedoznając wcale radości z tego, że widzi projekt swój urzeczywistniony. Teraz inne zajmowały go projekta, niewyraźne projekta przyszłości, zamiary pozyskania jakiego miejsca w Caen, pomysły dzieł, które go wsławiać miały. Ale wśród tego wszystkiego, nie czynił ani jednego poważnego kroku, zapadając ciągle w bezczynność, która odbierała mu humor i z każdą godziną czyniła go mniej silnym, mniej odważnym. Niepokój ten wewnętrzny zwiększył się jeszcze z powodu wstrząśnienia jakiego doznał wskutek choroby Paulinki. Uczuwał ciągle potrzebę świeżego powietrza; trapiła go jakaś dziwna ekscytacja fizyczna jakby konieczność powetowania minionych cierpień. Obecność Ludwiki zwiększała jeszcze jego gorączkę. Nie mówiła do niego inaczej, jak opierając się na jego ramieniu, a wdzięcznym swym śmiechem w twarz mu parskała. Jej pieszczotliwa kocia układność, powab kobiety zalotnej, całe to przyjacielskie obejście się bez ceremonji i nieufności, drażniło go i upajało do reszty. Doprowadzało go ono do żądzy chorobliwej wobec mnóstwa skrupułów, które w umyśle jego stawały. Przyjaciółka od dziecka, w domu matki, to niepodobna; poczucie
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/162
Ta strona została przepisana.