wu przystępie. — Widzisz jak nas znowu urządziła ta niewdzięczna! I to ciągle takie gwałtowności, niepodobna tyć w spokoju... Poczekaj, postaram się uspokoić to wszystko.
— Błagam panią — przerwała Ludwika — puść mnie ja pojadę... Cierpiałabym nadto gdybym została... Ona ma rację, ja pojadę.
— W każdym razie nie dziś, muszę cię przecież oddać ojcu.. Poczekaj, zostań w twoim pokoju, pójdę ja na górę dowiem się czy się naprawdę wybiera.
Pocichutku pani Chanteau poszła podsłuchiwać pode drzwi Paulinki. Słyszała ją przebiegającą pokój szybkiemi krokami, otwierającą i zamykającą szuflady. Przez jedną chwilę miała myśl wejść i wywołać scenę wzajemnych tłumaczeń, po której wszystko utonęłoby we łzach. Ale bała się; czuła, że jąkać się będzie i rumienić wobec tego dziecka i to zwiększało jej nienawiść. Zamiast zastukać więc, zeszła do kuchni jak najciszej, starając się przygłuszyć odgłos swoich kroków. Nowa myśl przyszła jej do głowy.
— Słyszałaś jaką nam scenę panienka wyprawiła znowu? — zapytała Weroniki, która zapamiętale poczęła szorować rondle.
Służąca jakby zagłębiona w swojej czynności nie odpowiadała ani słowa.
— Staje się nieznośna. Ja już nic z nią poradzić nie mogę... Wyobraź sobie, że jej się teraz zachciało opuścić nas... Tak, teraz tam na górze pakuje się... A możebyś poszła do niej, ty Weroniko? możebyś spróbowała jej przeperswadować?
A gdy ciągle nie odbierała żadnej odpowiedzi, zapytała;
— No cóż, czyś ogłuchła?
— Co miałam ogłuchnąć, słyszę dobrze, a jeśli nie odpowiadam, to dlatego, że nie chcę odpowiadać! — krzyknęła nagle Weronika, hamując się jeszcze, ale już trąć lichtarz z taką siłą, że sobie palce kaleczyła. — Ma rację, że chce wyjechać! gdybym ja była na jej miejscu, dawno by mnie tu nie było.
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/169
Ta strona została przepisana.