ku miesięcy, bardzo się zwiększyły. Wreszcie zaczęła się skarżyć na buciki.
— Ci szewcy nie mogą się zdecydować, żeby zrobić trzewiki dosyć na podbiciu wysokie!... Istna tortura jak tylko jestem tak ściśnięta.
Gdy włożyła pantofle, nie bolało ją już nic i przestano się też niepokoić. Na drugi dzień opuchnięcie ogarnęło kostkę, ale nocy następnej zniknęło zupełnie.
Minął tydzień. Od pierwszego obiadu wieczorem w dniu katastrofy, gdy matka, syn i Paulinka stanęli znów wobec siebie, wszyscy usiłowali powrócić przynajmniej pozornie do swych min codziennych. Do tego co się stało, nikt nie chciał powracać i zdawało się, że wszystko jest tak jak było. Życie rodzinne machinalne toczyło się dalej, z czułościami zwyczajnemi, ze zwykłemi dzień dobry i dobranoc i pocałunkami z roztargnieniem o stałych godzinach zamienianemi. Ulgę jednak wszystkim przyniosło, gdy nareszcie starego Chanteau w fotelu do stołu przywieziono. Po tym paroksyzmie kolana pozostały sztywne i niepodobna mu było stanąć na nogi. Niemniej jednak z rozkoszą używał względnego spokoju, w jakim teraz zostawał i tak dalece był tem przejęty, że go w jego samolubnem zadowoleniu nie obchodziły radości i smutki otaczających. Gdy pani Chanteau chciała mu raz wytłumaczyć przyczynę przyspieszonego wyjazdu Ludwiki, błagał ją, żeby mu nie mówiła o tych smutnych rzeczach. Paulinka, gdy już nie była przykuta do łóżka chorego, starała się być ciągle czemś zajętą, kryjąc z trudem swój niepokój. Wieczory szczególniej były przykre, kwas jakiś wydobywał się z pod maski zwykłego spokoju. Była to niby ta sama dawna egzystencja z powtarzającemi się faktami codziennemi, ale po pewnych gestach nerwowych, nawet po milczeniu przedłużanem mimowoli, wszyscy czuli jakieś zadraśnięcie wewnętrzne, ranę, o której nie mówili, a która się ciągle jątrzyła.
Lazar z początku pogardzał sobą, wyższość moralna Paulinki tak prawej, tak sprawiedliwej, przepełniała go wstydem i gniewem zarazem. Dlaczegóż nie miał odwagi otwarcie wyznać jej wszystkiego i żądać przebaczenia? Byłby jej opowiedział tę historję całą, poryw namiętny
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/173
Ta strona została przepisana.