laty dziesięciu, owego wieczora, gdy w burzę i zawieja przywiozła ją do Bonneville.
Dnia tego, doktór Cazenove przybył dopiero po śniadaniu, jakiś wypadek, złamanie ręki jednego z dzierżawców w Verchemont zatrzymało go nieco dłużej. Gdy zobaczył panią Chanteau i powrócił do kuchni, nie ukrywał złego wrażenia jakie na nim zrobiła. W kuchni, jak zawsze od początku choroby, przy kominie siedział Lazar w bezczynności, która go rozgorączkowywała i pożerała.
— Już niema żadnej nadziei, nieprawdaż? — zapytał. Czytałem właśnie tej nocy dzieło Bouillauda o chorobach serca!
Paulinka, która właśnie w tej chwili weszła też do kuchni za doktorem, spojrzała znów błagalnie na niego. Pod wpływem tego spojrzenia Cazenove przerwał szorstko młodemu człowiekowi. Zawsze, gdy choroba źle się rozwijała, doktór się gniewał.
— Co tam serce! mój kochany, u ciebie tylko serce na ustach!... Co to można twierdzić!? Mnie się zdaje, że wątroba jest jeszcze bardziej chora! To tylko pewna, że jak się maszyna psuje, to wszystkim kółkom czegoś brak! Płaca, żołądek... no i serce!... Zamiast czytać Bouiilauda po nocach, co się zupełnie na nic nie zda, chyba na to jedynie żebyś sam zachorował, lepiej byś zrobił żebyś spał!..
Jakby się wszyscy w domu zmówili — wszyscy przekonywali Lazara, że matka jego chora jest na wątrobę. On nie wierzył temu, w godzinach bezsenności przerzucał swoje dawne książki; symptomata przeróżne mięszały się w jego niedouczonej głowie, a to tłumaczenie doktora, że organa wszystkie jedne od drugich chorobą są dotkięte, przerażało go jeszcze bardziej.
— Ale ostatecznie, panie doktorze — zapytał z wysiłkiem — jak długo, wedle pańskiego zdania pociągnąć jeszcze może?...
Cazenove zawahał się.
— Dwa tygodnie, może miesiąc... Nie dopytuj się, omylić się mogę i potem będziesz miał podstawę do wyśmiewania się z doktorów, że nic nie wiedzą i nic nie mo-
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/193
Ta strona została przepisana.