le. Nie mówiąc ani słowa, porwał go w objęcia i po ojcowsku pocałował w czoło. Właśnie Weronika wracała z góry, pędząc przed sobą Maćka. Włóczył on się ciągle po schodach z dołu na górę i z góry na dół, sapiąc bezustannie, a sapanie to przypominało jakiś przytłumiony świst, podobny do ptasiego jęku. Jak tylko spostrzega otwarte drzwi pokoju chorej, wbiegał tam i siadając naprzeciwko łóżka, świstał tak ciągle, a monotonność tego odgłosu roztrajała nerwy wszystkich.
— Pójdziesz, ty stary! — mruczała służąca. — Twoje świstanie jej nie pomoże.
Potem zobaczywszy Lazara, dodała:
— Wyprowadź go pan gdzie, to i panu dobrze zrobi nam kłopotu umniejszy.
Mówiła to z rozkazu Paulinki, która jej zaleciła wyprawić Lazara z domu i zmusić go do dłuższej przechadzki. Ale młody człowiek odmawiał, na nogach tylko z trunością mógł się utrzymać. Jednakże pies, jakby rozumiał co się mówi, usiadł przed nim i zaczął żałośnie skomleć.
— Biedne psisko i on już jest stary, nie wiele mu się należy — rzekł doktór.
— A jużci, toć ma czternaście lat — odpowiedziała Weronika, — a pomimo to szalony lata za myszami... Patrzcie państwo, ma nos zadrapany i oczy czerwone, musiał poczuć mysz pod kamieniem przeszłej nocy i całą noc oka nie zmrużył, kuchnię mi do góry nogami nosem przewrócił... Taki duży pies za takiem małem zwierzątkiem się ugania, nie śmieszneż to... Zresztą nie koniecznie ma to być mysz, aby to było małe i aby piszczało, to jemu wszystko jedno: jednodniowe cielę, dzieci Minuszki, to go wszystko tak rozgrzewa, że ani żre, ani śpi! Czasami godzinami całemi ze łbem na ziemi dmucha pod jakiś mebel... teraz zresztą, prawdę powiedziawszy, czuje niezwykłe rzeczy w domu...
Zamilkła, widząc łzy, płynące po twarzy Lazara.
— Idź się przejść, idź na powietrze moje dziecko — zaczął znowu doktór. — Tutaj nie jesteś potrzebny, a to ci dobrze zrobi.
Lazar nareszcie podniósł się z trudem.
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/197
Ta strona została przepisana.