Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/199

Ta strona została przepisana.

wrócimy do domu! Dobrze!... Nic nie pomaga... człowiek się niby rozrywa, a myśli wciąż o tem samem!...
Wieczorem jadano pospiesznie. Lazar, którego ścieśniony żołądek znosił zaledwie kilka kęsów chleba, wstawał pierwszy od stołu i biegł do swego pokoju, dając ojcu za pretekst jakąś pilną robotę. Przechodząc wstępował do matki, gdzie zmuszał się do zostawania kilku minut przed pocałowaniem jej i życzeniem dobrej nocy. Ona zresztą zapominała o nim zupełnie i nie troszczyła się wcale, co się z nim dzieje przez dzień cały. Gdy się pochylaj nad nią, podawała mu policzek, zdając się uważać za bardzo naturalne to pobieżne dobranoc, pochłonięta cała z każdą godziną więcej w instynktownym egoizmie ostatnich chwil życia. On uciekał; Paulinka umyślnie skracała jego wizyty, znajdując zawsze jakiś pretekst do oddalenia go.
Ale przyszedłszy do siebie, do wielkiego pokoju na drugiem piętrze, Lazar w tem większą wpadał rozpacz. Szczególniej trudną do przebycia i przytępiającą jego umysł była noc, brał ze sobą po kilka świec, gdyż nie mógł siedzieć po ciemku, zapalał je jedną po drugiej, aż do rana, przejęty obawą ciemności. Kiedy się kładł, napróżno usiłował czytać, jedynie tylko zajmowały go dawne jego książki medyczne, lecz i te w końcu odtrącał od siebie, strachem go bowiem przejmowały. Wówczas leżał nawznak z oczyma otwartemi, jedynego tylko doznając wrażenia: że tuż przy nim za ścianą dzieje się coś strasznego, coś co go przygnębia i zabija. Uszy miał przepełnione odgłosem oddechu swojej matki, tego oddechu, który stał się tak ciężkim; oddechu, który rozlegał się po całym domu, a wskutek dźwięczności klatki schodowej stawał się u niej tak silnym, że Lazar schody owe pędem przebiegał, chcąc uciec ód niego. Zdawało mu się, że go oddech ten na łóżku przewraca, a chwilowe cisze przerażały go jeszcze bardziej, biegł boso do sieni i podsłuchiwał, przechylając się przez poręcz. Na dole Paulinka i Weronika, które czuwały razem, zostawiały drzwi otwarte dla odświeżania powietrza w pokoju. Zaglądający więc Lazar dostrzegał o piętro niżej kwadracik światła, które lampka nocna na korytarz rzucała, i odnajdywał tu na