niemi, a nie widząc w nich sensu, przerażał się, jakby słyszał jakąś historję nieznaną, którą matka jego z drugiej strony grobu opowiada, już jakimś ludziom niewidzialnym.
Gdy doktór Cazenove przyjechał, zastał pana Chanteau i księdza Horteur grających w warcaby. Możnaby było mniemać, że nie ruszyli się z miejsca i że prowadzą dalej grę wczoraj rozpoczętą. Siedząca przy nich na tylnych łapkach Minuszka, zdawała się być zagłębioną w stujdjach nad warcabnicą. Probosz przyszedł od samego rana pełnić obowiązki pocieszyciela. Paulinka teraz już nie uważała za potrzebne stawiać przeszkód wejściu księdza po pokoju i po wizycie doktora, proboszcz wstał od gry razem z nim poszedł na górę, mówiąc przy wejściu, że jako przyjaciel i sąsiad, przyszedł dowiedzieć się o stanie jej zdrowia.
Pani Chanteau poznała ich jeszcze, chciała aby ją podniesiono na poduszki i zaczęła rozmowę jak dama przyjmująca gości. Zdawała się być przytomną i uśmichała się.
— Kochany pan doktór jest pewno ze mnie bardzo zadowolony, nieprawdaż? — mówiła, a zwracając się do księdza, zaczęła grzecznie wypytywać go o stan jego zdrowia.
Probosz, który szedł na górę z myślą spełnienia obowiązków księdza, nie śmiał ust nawet otworzyć, smutnie zdziwiony tą gadatliwą agonią. Zresztą Paulinka sama nie byłaby mu pozwoliła rozpocząć rozmowy, chorą przestraszyć mogącej. Sama miała tyle sił, że potrafiła udawać wesołość pełną ufności. Gdy odchodzili, wyprowadziła ich do sieni, gdzie doktór dał jej po cichu instrukcje na ostatnie chwile. Wyrazy: szybki rozkład ciała, fenol, powracały w zaleceniach doktora, a z pokoju słychać było jeszcze ciągłe gadanie, niewyczerpany potok słow konającej.
— Więc pan sądzi, panie doktorze, że nie dożyje do wieczora? — zapytała młoda dziewczyna.
— Może pociągnie do jutra — odpowiedział Cazenove — ale nie podnoś jej już, mogłaby ci skonać na ręku, zresztą powrócę jeszcze wieczorem.
Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/201
Ta strona została przepisana.